Podróż literacka
Adwokacka sztuka argumentowania nie polega na oszukiwaniu. Rolą obrońcy nie jest kłamstwo, lecz wyszukiwanie argumentów na korzyść klienta.
Lato, parny wieczór na wsi. Siedzimy w towarzystwie raczej nieprawniczym i jeden z kolegów zaczyna opowiadać o adwokackim wystąpieniu, którego był świadkiem.
Ktoś natychmiast dorzuca komentarz: „Adwokat – człowiek niebrzydzący się kłamstwem”. Zaraz pada kolejna uwaga: „Adwokat mówi prawdę, jak się pomyli”. „Po czym poznać, że adwokat kłamie? – pyta z uśmiechem koleżanka. – Po tym, że otwiera usta”. „A kiedy adwokat mówi do rzeczy? Kiedy mówi do szafy” – dodaje ktoś inny. Na koniec ja sam wbijam ostatni gwóźdź do adwokackiej trumny: „Jaka jest różnica między sytuacją, gdy przejechano adwokata, a gdy przejechano skunksa? Przed skunksem widać ślady hamowania”. Nikt w tym gronie nie ma tak naprawdę nic przeciwko adwokatom. Po prostu przypadkowy temat uruchomił festiwal powiedzonek i stereotypów.
Słowa nie są dowodem
Później, już w nocy, gdy jestem w pokoju, przychodzi refleksja, skąd taka łatwość łączenia adwokata z kłamstwem. Przecież adwokacka sztuka...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)