Pomnik, który ukradł sam siebie
Program dowolny
Pomnik, który ukradł sam siebie
Władek Kozakiewicz był w Polsce. Napyskował i wyjechał do Heimatu. Przedtem obiecał, że do Vaterlandu wróci.
Nie zniemczyli go w tym Hanowerze tak do końca. Po polsku nie zapomniał. Paszport PRL w szufladze trzyma. Nieważnie, że nieważny. Ważne, że nie wyrzucił. Znaczy szanuje bibeloty narodowe. Serwisy po prababciach ukryte w kredensach, paszporty PRL ukryte w szufladach świadczą, jak nie kręć, o ukrytym patriotyzmie ukrywającego. Rzecz jasna, tylko na obczyźnie, albowiem w kraju mogło by to świadczyć o skłonnościach do recydywy. O wyglądaniu powrotu monarchii bądź, uchowaj Boże, komuny. Aż tak nam Władeczek nie zgłupiał na szczęście.
Kozakiewicz bawił w Polsce krótko. Przyjechał pociągiem, żeby nie przyjeżdżać samochodem. Raz przyjechał samochodem, to mu ukradli, więc się trochę do motoryzacji rozczarował. Przybył głównie po to, żeby wypromować książkę o sobie, którą napisał kto inny. Dokładnie I reneusz Pawlik napisał tę książkę. Książki o Kozakiewiczu nie można było zatytułować inaczej jak "Gest Kozakiewicza" i tak też została zatytułowana.
Młodzieży muszę przypomnieć, kto to jest Kozakiewicz i co to był ten jego gest, ponieważ w międzyczasie, kiedy on się starzał, a ona dorastała, miał miejsce tzw. znaczący upływ czasu. Kozakiewicz był wybitnym polskim tyczkarzem,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta