Ach, ci łgarze literaci
Ach, ci łgarze literaci
Taki Flaubert na przykład. Owszem, nie wypierał się, zeznał dobrowolnie: "Pani Bovary to ja" -- ale w książce łgał jak najęty: któż o zdrowych zmysłach uwierzy, że poślubił lekarza wiejskiego płci męskiej (jakby to się działo, dajmy na to, pod koniec XX wieku w Norwegii) . Wolne żarty, Monsieur Flaubert!
"Martin Eden" to oczywiście Jack London, ale to samobójstwo -- przecież nie mógł go popełnić przed ukończeniem książki, a i po ukończeniu, jak stwierdzili biografowie, zmarł śmiercią naturalną.
Nie ma wątpliwości, że Don Kichot to sam Cervantes, ale dlaczego autor przemilczał w książce rzeczywiste koleje swojego życia, przypisując bohaterowi zgoła nieprawdziwe przygody?
Zatwardziali pismacy bronią się arogancko -- nawet przed trybunałem, jak Daniel i Siniawski w roku 1966 w Moskwie -- że to (koń by się uśmiał) nie oni, tylko wydumane persony ich elaboratów rozpowszechniają kontrrewolucyjne, fałszywe wiadomości. Ale przenikliwy sowiecki sąd udowodnił, że Rada Najwyższa nigdy nie wydała dekretu o "dniu legalnych morderstw",...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta