Dwie gracje
Amelie Mauresmo przegrywa głównie ze swoją psychiką
FOT. (C) REUTERS
Przyjeżdżają do Warszawy dwie wybitne tenisistki. Grają trochę inaczej, wyszły z innych kultur tenisowych, ale jedno łączy je bardzo mocno - są wszechstronne. Venus Williams i Amelie Mauresmo. Spójrzmy, za co warto je podziwiać, czego się od nich uczyć i sprawdźmy czy są doskonałe.
Kiedy pierwszy raz zobaczyłem Venus, wydała mi się ideałem tenisistki. Smukła, wysoka, poruszająca się lekko po korcie. Z naturalnie ułożonym, luźno bitym, płaskim forehandem, z regularnym pewnym backhandem, na dodatek miała ten z łatwością uderzany, mocny pierwszy serwis. Venus potrafi rozdzielać piłki przy liniach jak chce i kiedy chce. Kiedy trzeba, gra mocno, kiedy trzeba - delikatnie, potrafi również zaatakować przy siatce. Wydawałoby się, nie ma żadnych słabości. Uznałem, że bardzo szybko zawojuje świat i będzie rakietą nr 1.
Chwaliłem ją nieraz za forehand. Ona się z nim urodziła. Tego nie można się nauczyć. Tak potrafił kiedyś grać Ivan Lendl, z takim forehandem urodził się Agassi. Venus potrafi także zagrać forehandem bezpiecznie, z rotacją, ale nagle, kiedy chce, przyspiesza i wygrywa. Ze strony backhandowej jest bardziej regularna. Ma też rasowy tenisowy instynkt, wcześnie odgaduje zagrania rywalek. W jej tenisie jest też dużo naturalnej radości - jeśli wszystko...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta