Szykowano na mnie mocne fałszywe papiery
Rz: Dlaczego tak mocno stawia pani tezę o szantażu lustracyjnym, jaki zastosowano wobec pani? To jest przecież zarzut bez precedensu w ciągu 17 lat wolnej Polski. Może dlatego, że widziała pani swoją teczkę?
Zyta Gilowska: Nigdy niczego nie widziałam. W czasie wizyty w IPN razem z Janem Rokitą w kwietniu 2004 roku zwróciłam się o status pokrzywdzonej. Nie uzyskałam go. Z zawiłych wypowiedzi prezesa zrozumiałam, że żadnych papierów nie ma. Te same wypowiedzi Rokita zinterpretował inaczej: że gdzieś musi być jakiś numer ewidencyjny albo mikrofilm. Nigdy sama w IPN nie byłam. A jeśli chodzi o szantaż - wskazuje na niego sekwencja zdarzeń, którą właśnie przez trzy godziny szczegółowo relacjonowałam prokuratorom.
Czy szantaż, o którym pani mówi, rozpoczął się na początku pani urzędowania, czyli 17 stycznia? Wtedy sędzia Rodzik poinformował, że może pani złożyć dymisję, a uniknie skierowania wniosku do sądu?O niczym takim mnie nie uprzedzał. Rozmowę...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta