Nie bójmy się Karty praw podstawowych
Wojciech Sadurski | Nie ma najmniejszych powodów, by Polska przyłączała się do Wielkiej Brytanii i ostentacyjnie okazywała swą niechęć do Karty praw. Byłoby to kolejne dziwactwo w naszej polityce względem Unii Europejskiej – pisze prawnik i publicysta
Na szczycie europejskim w Brukseli w połowie czerwca polskie władze zgłosiły w związku z Kartą praw podstawowych UE dwie deklaracje, które w odbiorze publicznym często zlewają się w jedno i przedstawiane są jako wyłączenie Polski spod obowiązywania Karty. Ponieważ jest to interpretacja całkowicie błędna, warto ją tu na samym początku sprostować. Deklaracje mają zupełnie różny charakter i żadna z nich nie równa się wyłączeniu Polski spod obowiązywania Karty praw. Nie zmienia to faktu, że obie są błędne i niepotrzebne – ale z dwóch różnych powodów.
Lekka kompromitacja
Pierwsza – to jednostronna deklaracja Polski, że "Karta w żaden sposób nie narusza prawa państw członkowskich do stanowienia ustawodawstwa w sferze moralności publicznej, prawa rodzinnego, a także ochrony ludzkiej godności i poszanowania fizycznej i moralnej integralności człowieka". Deklaracja ta nie ma charakteru wiążącego dla nikogo w Unii Europejskiej: jak sama nazwa wskazuje, jest to deklaracja jednostronna, która w najlepszym przypadku jest "przyjęta do wiadomości" przez naszych partnerów unijnych.
Jest ona całkowicie jałowa, gdyż sprawy, do których nawiązuje w swej treści, mieszczą się poza kompetencjami Unii teraz i w przewidywalnej przyszłości. Unia nie zajmuje się kwestiami, które najwyraźniej są w podtekście owej, dość ezopowym językiem...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta