Po starcie prawie wyprzedziłem Roberta, ale w pierwszym zakręcie wypchnął mnie na zewnętrzną, brudną część toru. To samo zrobił w drugim zakręcie. Zamknął mi drzwi i musiałem zjechać na pobocze. Nie da się tam skręcać ani hamować i uderzyłem w niego. Jeśli zapytać Roberta, to pewnie powie, że to była moja wina. Jednak ja uważam, że to on popełnił błąd, nie zostawił mi miejsca. Jestem prawie pewien, że z innym kierowcą do takiej sytuacji by nie doszło. Czasami wydaje się, że z kolegą z zespołu powinno być łatwiej, ale tym razem okazało się, że może być zupełnie odwrotnie. Potem, w środkowej części wyścigu, utknąłem za Robertem, choć byłem od niego dużo szybszy. Szkoda, bo mogłem ukończyć wyścig na dużo lepszej pozycji. ?
23 lipca 2007 | Sport
Wydanie: 4266
Spis treści