Pojednanie na prawie niemieckim
Podobno dzięki budowie Centrum przeciwko Wypędzeniom cała sprawa utraci wymiar polityczny. Ale co z prawem do ojczyzny, którego realizacji domagają się politycy niemieccy? – pyta filozof i publicysta
Jedynym widocznym sukcesem nowej polityki zagranicznej Polski jest – pomijając „wagon słoniny” dla wyborców i działaczy PSL, wspomniany w złośliwej, lecz niestety trafiającej w sedno wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego – decyzja rządu niemieckiego o budowie „Widocznego znaku”. Okazało się przy tym, że Władysław Bartoszewski nie tylko polityków poprzedniej ekipy miał za dyplomatołków, ale i nas wszystkich uważa za polakomatołków, wmawiając nam – wbrew temu, co triumfalnie obwieszczają niemieckie media wychwalające Donalda Tuska – że rząd RP na nic się nie zgodził. I reakcje opinii publicznej pokazują, że tym razem ma zupełną rację.
Zadziwiająca przemiana
Nie wiadomo, dlaczego Władysław Bartoszewski, który niedawno był wielkim przeciwnikiem projektu Centrum przeciwko Wypędzeniom, pozwala używać swego autorytetu jako zasłony dymnej umożliwiającej jego bezproblemową realizację. W książce, która towarzyszyła wystawie „Ucieczka, wypędzenie, integracja” pokazywanej w Bonn i Berlinie w 2005 i 2006 roku, występuje on jeszcze jako polski szwarccharakter.
W artykule pióra wiernego stronnika szefowej Związku Wypędzonych Eriki Steinbach Thomasa Urbana można przeczytać: „Były minister spraw zagranicznych Władysław Bartoszewski propagował w lipcu 2003 roku tezę mówiącą, że berliński projekt ma służyć jednemu celowi: »Zbudować fałszywą świadomość, że poza...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta