Chrześcijańsko-islamska wymiana pustych słów
Żeby dialog miał sens, potrzebna jest dobra wola. Ale odpowiedzią na pytanie chrześcijanina nie może być spalenie kościoła przez tłum rozwścieczonych muzułmanów – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”
Dialog chrześcijaństwa z islamem, choć wszyscy wycierają sobie nim usta, pozostaje grą pozorów. Po jednej jego stronie stoją chrześcijańscy znawcy Koranu, obrońcy dobrego imienia proroka Mahometa, a po drugiej – cyniczni gracze, których głównym celem jest pozyskiwanie wiernych i sojuszników w walce o islamizację świata. Ich spotkania wyglądają zatem tak jak spotkanie uzbrojonego po zęby terrorysty, który pod lufą rewolweru trzyma przerażonych bliskowschodnich chrześcijan, z naiwnym misjonarzem, który wierzy w szczerość intencji każdego swojego rozmówcy i nie jest w stanie dostrzec w nim groźnego przeciwnika.
Taki obraz, choć może wydawać się przejaskrawiony, oddaje jednak dość dobrze stan dialogu chrześcijańsko-muzułmańskiego. Każda próba potraktowania go poważnie kończy się bowiem tak jak przemówienie papieskie w Ratyzbonie. Gdy Benedykt XVI zadał – cytując zresztą średniowiecznego władcę – kilka pytań o istotę islamu, odpowiedzią było palenie świątyń i prześladowanie chrześcijan (nie tylko katolików) na Bliskim Wschodzie. Każde mocniejsze zaakcentowanie znaczenia chrześcijaństwa czy fałszywości islamu kończy się dla nieszczęśnika – jeśli odbywa się w krajach islamskich – w więzieniu, a przynajmniej na wygnaniu (spotkało to jednego z najlepszych koptyjskich znawców Koranu).
Gra pozorów
I nie zmieniają tego kolejne...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta