Adwokatura: szlachectwo zobowiązuje
O ile nie można mieć pretensji do adwokata, że podjął się obrony odrażającego indywiduum, o tyle zupełnie odrębnym zagadnieniem jest sposób prowadzenia tej obrony – pisze sędzia Sądu Najwyższego
W związku z wywiadem rzecznika praw obywatelskich („Rz” z 11 września, C3) dyskusja na temat roli prawników, w szczególności adwokatów, zapoczątkowana na kolumnach „Opinie”, w naturalny sposób przeniesiona została i na żółte strony. Wskazuje ona, jak wiele nieporozumień narosło wokół paru kwestii fundamentalnych dla prawidłowego funkcjonowania adwokatury, a przez to i wymiaru sprawiedliwości. W dyskusji tej nie powinno zabraknąć głosu przedstawiciela zawodu na co dzień stykającego się z pracą adwokatów, czyli sędziego. Mam oczywiście świadomość, że włączanie się w ten dyskurs niesie ze sobą niebezpieczeństwa. Już Dick w czwartym akcie „Króla Henryka VI” Szekspira serwował łatwą receptę na uzdrowienie nieprawości tego świata: „Na początek zabijmy wszystkich prawników”. Także dziś zarzuty korporacjonizmu, alienacji środowiskowej polegającej na niedostrzeganiu spoza suchych paragrafów tkanki życia społecznego, stawiane są przecież wszystkim prawniczym profesjom. Niemniej nie mogę być posądzony o zabieranie głosu we własnej sprawie, gdyż na poziomie etyki sytuacyjnej – a na tej właśnie płaszczyźnie rozgorzał spór – ze względu na odmienne role zawodowe występują nieusuwalne różnice między prawniczymi etykami korporacyjnymi.
W obronie obrońców
Na wstępie stanę w obronie tych, którzy bronią, i to niezależnie od tego, kogo...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta