Prywatyzujemy czy grzęźniemy?
Wciąż wiele polskich firm funkcjonuje na granicy przetrwania. A wszystkie słowa otuchy czy triumfalne ogłaszanie końca recesji nie zastąpią reform – pisze publicysta
Dawno temu, w marcu, kiedy recesja patrzyła politykom prosto w oczy, reformy gospodarcze wydawały się gwarantowane. Liberalny program rządu przywołano z powrotem. Wszystkie koła ratunkowe na pokład: szybka prywatyzacja, cięcia socjalne, a może nawet budżet zadaniowy.
Wystarczyło kilka błysków ożywienia gospodarczego i chęć do reformowania prysła. Wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak przyzwyczaił nas już do swoich wizji prywatyzacji, ale naprawdę niepokojące są dopiero deklaracje ministra Michała Boniego o przechodzeniu przez kryzys suchą nogą. Bo dokładnie nie wiadomo jeszcze, w co tą suchą nogą wdepniemy – w rosnącą inflację, przeciągający się zastój kredytowy, załamanie finansów państwa czy w drugą falę perturbacji fiskalnych na świecie?
Na wszelki wypadek triumfujmy. My, najprężniejsza gospodarka Europy. Skoro doszliśmy na szczyty, nic nie robiąc, to faktycznie po co teraz prywatyzować całe KGHM, odbierać socjalne transfery mundurowym, rolnikom i pracownikom TVP. Niech dalej cuchną niereformowane koleje państwowe, a związkowcy wodzą Skarb Państwa za nos.
Nic się nie zmienia
Pierwszy sygnał do odwrotu dał minister skarbu Aleksander Grad. Przedstawił rządowi nową listę firm do prywatyzacji. Rok temu Grad też ogłosił listę. Dla jednych była ona za długa, dla innych za krótka. Była gorąco dyskutowana. Teraz jest nowa lista, nowy harmonogram i od nowa...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta