Zapomniana wolność słowa
Prasa powiatowa nie narzeka na brak czytelników. Tylko że tam, gdzie leży jej siła, ma też największego wroga: burmistrzów i ich urzędników uzbrojonych we własne samorządowe gazety
Wszystkim, którzy sądzili, że gazety najgorsze mają już za sobą, radzę pogadać z Sylwią Bardyszewską w Wyszkowie.
Dziennikarką lokalnego tygodnika „Nowy Wyszkowiak”, która w konkurencyjnej gazecie znalazła swój wywiad z burmistrzem. Wysłała go do autoryzacji, a burmistrzowi tak się spodobał, że wydrukował go we własnym, samorządowym tytule.
Albo z Radosławem Szczęchem, redaktorem naczelnym „Wspólnoty Lubartowskiej”, który musi w nocy pilnować, żeby urzędnicy miejscy nie zdzierali jego materiałów promocyjnych. Łukasz Kaźmierczak z „Nowosolskiej Gazety Regionalnej” nauczy was, jak rozmawiać z urzędnikami miasta, którym grozi zwolnienie z pracy za kontakty z niezależnym tygodnikiem.
Wróg jest najbliżej
Prasa powiatowa, blisko 300 tytułów w całym kraju, nie narzeka na brak czytelników. W przeciwieństwie do centralnej i wojewódzkiej ma coraz więcej reklam, zwiększa nakład, zatrudnia dziennikarzy. „Kronika Beskidzka”, „Tygodnik Siedlecki”, „Pałuki” sprzedające po kilkadziesiąt tysięcy egzemplarzy nie mają sobie równych w swoich regionach. Największy ogólnopolski dziennik „Fakt” sprzedaje blisko 14 egz. na tysiąc mieszkańców, a „Gazeta Regionalna” w Żarach ponad 200 egz. na tysiąc mieszkańców w całym swoim regionie.
Największą wartością jest oczywiście ich unikalna, lokalna...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta