Antyterroryści wpadli z wizytą
9-latek z traumą i zniszczone mieszkanie. Dlaczego? Bo policyjni komandosi pomylili adresy. Do dziś nie przeprosili
9 lipca. Po godz. 11 Agnieszka Bloch z matką wychodzą do sklepu. Gdy po półgodzinie wracają, słyszą huki i strzały, widzą antyterrorystów, którzy otoczyli ulicę, a na trawie przed domem leżącego mężczyznę. Wszystkie okna w mieszkaniu i drzwi na taras pootwierane.
Pani Agnieszka wpada w panikę. W domu zostali jej 55-letni ojciec i dziewięcioletni syn. Dzwoni – to na stacjonarny, to na komórkę ojca. Nikt nie odbiera. Błaga policjantów, by wpuścili ją do środka, ale nikt nie chce z nią rozmawiać. W końcu jeden z nich zaprowadza ją i matkę do piwnicy. Tam widzi siedzącego na taborecie wystraszonego syna, obok skutego kajdankami ojca. I pilnujących ich dwóch antyterrorystów z bronią. Dopiero po jej interwencji ojcu zdejmują kajdanki.
– Gdzie psycholog do dziecka, co mam mu powiedzieć? – pyta zdenerwowana policjantów.
Szukali Wietnamczyka
Identyczną akcję jak u Blochów policja przeprowadziła równocześnie w...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta