„Solidarni 2010” – prawo do obrony
Rzadko się zdarza, by jeden film wywołał taką zawieruchę. Za sprawą „Solidarnych 2010” okazało się, że w roli krytyka i znawcy dokumentu wystąpił sam premier Donald Tusk. Co więcej, dzielił się swymi wrażeniami o filmie, mimo że – jak sam przyznał – go nie widział.
Odnosząc się do „Solidarnych”, Tusk zauważył: „Nie sądzę, żeby rozstrzygnięcie w tej kampanii nastąpiło w audycjach pana Pospieszalskiego (...) Kampania PiS to Pospieszalski. To będzie istota tej kampanii”. W ogóle zdaniem premiera „Solidarni” to zręczny propagandowy instrument realizacji planu politycznego mającego doprowadzić do głębszego podziału Polski. Już samo to, że owe dywagacje Tuska nie spotkały się z żadną ripostą prowadzących wywiad dziennikarzy „GW”, powinien dawać do myślenia. Czy to naprawdę normalne, żeby dziennikarze szczuli premiera na innego dziennikarza, nawet jeśli nie podoba się im opowieść o Polsce, którą pokazał Pospieszalski? Albo którą by pokazał, gdyby był faktycznie jedynym i głównym autorem filmu?
Bo prawdziwą autorką nie jest twórca „Warto rozmawiać”, ale Ewa Stankiewicz. Ta informacja...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta