Prywatny nie musi znaczyć płatny
Nie ma nic strasznego w wyremontowanym szpitalu, którego mniej liczny, ale za to dobrze zarabiający personel obsługuje nas jak klientów, a nie petentów – twierdzi ekspert Instytutu Sobieskiego w rozmowie z Marcinem Rafałowiczem
Rz: Prywatyzacja służby zdrowia to jeden z najgorętszych tematów kampanii wyborczej. I Jarosław Kaczyński, i Bronisław Komorowski twierdzą, że się sprzeciwiają prywatyzacji szpitali.
Krzysztof Krajewski-Siuda: Jeżeli ktoś utrzymuje, że jest przeciwnikiem prywatyzacji, to możemy założyć, że nie wie, o czym mówi. W systemie służby zdrowia mamy stronę płatnika, a więc obecnie Narodowy Fundusz Zdrowia, oraz świadczeniodawcy, czyli placówki medyczne. Prywatyzacja może dotyczyć obu stron i na przykład oznaczać przekazanie zarządzania zebranymi składkami w ręce podmiotu prywatnego rozliczającego się z usługodawcami.
Dlaczego temat jest tak drażliwy?
Bo, niestety, debata polityczna jest prowadzona w sposób populistyczny. Temat ochrony zdrowia jest niezwykle wrażliwy i łatwo zbić kapitał polityczny, strasząc pacjentów. Tymczasem w przypadku usługodawców mamy kilka możliwości. Pierwszą jest prywatyzacja zarządzania, czyli np. menedżer na kontrakcie z dyrektorem jednostki ochrony zdrowia, co jest częstym rozwiązaniem w Polsce. Drugą powszechnie stosowaną metodą jest outsourcing usług, czyli przekazanie podmiotowi zewnętrznemu kateringu, ochrony, prowadzenia laboratorium czy pracowni rentgenowskiej.
Twierdzi pan, że w Polsce prywatyzacja już się dokonała?
Pacjenci nawet nie zdają sobie sprawy, że od dawna korzystają z całkowicie prywatnych...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta