Celebryta i brytan
Ryszard Kalisz udowodnił, że w SLD muszą się z nim liczyć, ale o pozycji w partii zadecyduje jego wynik wyborczy
Z „Ryśka fajnego chłopaka" w ostatnich dniach zmienił się w „krwawego Ryśka tropiciela PiS". I stwarza takie wrażenie, jakby był przekonany, że wykonał najlepszy polityczny wist życia.
Ryszard Kalisz rzeczywiście dopiął swego.
Dostał jedynkę na warszawskiej liście SLD. Choć zarzeka się, że wszystko odbyło się poza nim. W kampanii wyborczej znajdzie się więc wśród największych tuzów polskiej polityki, Donalda Tuska i Jarosława Kaczyńskiego.
A miało być trochę inaczej. Także w tym przypadku „trochę" czyni dużą różnicę. Grzegorz Napieralski i mazowiecki region SLD przyszykowali mu trzecie miejsce. Za przewodniczącą regionu Katarzyną Piekarską i politykiem, którego nazwiska Kalisz nie jest w stanie wypowiedzieć, także w rozmowie ze mną.
– Wie pani, kto dostał drugie miejsce? To niech pani sprawdzi – mówi do dzisiaj oburzony Kalisz (dla zainteresowanych: Sebastian Wierzbicki, nowy szef warszawskiego SLD – red.).
– Gdy się dowiedziałem, że mam mieć trzecie miejsce, wyraźnie powiedziałem: dziękuję, beze mnie – opowiada ze swadą.
I zastrzega się, że nie był to żaden szantaż w stosunku do kierownictwa partii.
Ciekawe, jak brzmi definicja szantażu według Ryszarda Kalisza.
W samo południe
Dzięki jedynce w Warszawie mandat w Sejmie ma zapewniony, na 100 procent. I niezły wynik również....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta