Czy uzdrowiciele scenariuszy uleczą polskie kino
W USA to elita. Zarabiają do 300 tys. dolarów w tydzień. W Polsce tzw. script doktorów na razie jest za mało
Jedną z najważniejszych przyczyn słabości polskiego kina jest brak profesjonalnych, dopracowanych scenariuszy. Ostatnio mówi się o tym coraz głośniej, bo rodzima kinematografia zmienia się z reżyserskiej w producencką. W dyskusjach, jak zaczarowany, pojawia się termin „script doctors". W wersji polskiej – script doktorzy, czyli uzdrawiacze scenariuszy.
Kim są? To pisarze podejmujący się przeróbek cudzych tekstów. W Hollywood – elita. Ludzie, którzy zarabiają bajońskie sumy, znacznie większe niż reżyserzy, operatorzy, a nawet producenci. Ci z najwyższej półki nawet po 300 tys. dolarów tygodniowo. Mają pewną pracę, nie obawiają się – jak aktorzy – milczącego telefonu. Ich czas trzeba zabukować kilka miesięcy wcześniej.
W kinie amerykańskim wysoka pozycja script doktorów nikogo nie dziwi. Tam nikt nie ma wątpliwości, że dobry tekst jest podstawą filmowego sukcesu. Już w latach 20. poprzedniego wieku Irving Thalberg założył w wytwórni MGM stajnię scenarzystów, gdzie – niemal jak w biurze, od godz. 9 do 17 – pracowały zastępy mniej lub bardziej doświadczonych ludzi pióra. Dzisiaj stajni nie ma, ale o najlepszych „poprawiaczy" producenci się biją.
Walka bez armat
Script doctoringiem zajmują się nawet laureaci Oscarów: David Koepp (autor „Indiany Jonesa i królestwa kryształowej czaszki",...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta