Media i politycy: Wielkie Manewry
Afera Watergate przeorała życie publiczne. Od tego czasu władza wie, że wolno jej mniej. Jednak znalazła nowe metody kontroli przepływu informacji
Jeśli traktować wolność prasy jako przeciąganie liny pomiędzy władzą (która chce przekazywać jak najmniej informacji) a mediami (chcą ich jak najwięcej), wydawało się, że afera Watergate przesunęła wygraną zdecydowanie w stronę opinii publicznej. Rzeczywiście od czterdziestu lat politykom w demokratycznych krajach wolno znacznie mniej i właściwie nie ma tematów tabu, dotyczących życia prywatnego. Ale nie oznacza to krainy wiecznej szczęśliwości dla wolności słowa – władza.
Paranoiczna natura
Czerwiec 1972 r. Jak na aferę, która miała spowodować jedyną jak do tej pory rezygnację prezydenta USA, zaczęło się w miarę niewinnie. Ot, reporter działu miejskiego słabo znanej wtedy poza stolicą gazety „The Washington Post" dotarł do informacji o zatrzymaniu sprawców włamania do hotelu Watergate w stolicy. Sprawa jakich dziesiątki, gdyby nie fakt, że włamano się do siedziby komitetu wyborczego Partii Demokratycznej i to na pięć miesięcy przed wyborami prezydenckimi. Dzięki zwykłej pracy dziennikarskiej (żmudne sprawdzanie informacji) oraz pomocy informatora – sfrustrowanego brakiem awansu ówczesnego wiceszefa FBI – szybko zamieniła się w „aferę Watergate", która przyniosła sławę dwójce dziennikarzy, Bobowi Woodwordowi i Carlowi Bernsteinowi, oraz wywindowała „The Washington Post" do superligi medialnej.
Zmieniła też bieg historii....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta