Znikające żurawie
Choć Stocznia Gdańska wciąż wygląda jak po przejściu kataklizmu, w kolebce „Solidarności” tli się życie
Stocznia Gdańska, w której 32 lata temu zostały podpisane Porozumienia Sierpniowe, a o której zrobiło się ostatnio głośno, gdy działacze „Solidarności" odpiłowali z jej bramy część nazwy: „im. Lenina", powoli wydobywa się z głębokiego dołka. Choć wciąż wygląda jak po przejściu kataklizmu, kolebkę „Solidarności" od zagłady mogą ocalić Ukraińcy ze Związku Przemysłowego Donbasu. To oni od 2007 roku są większościowym właścicielem stoczni.
– Wydaje się, że oni chyba wiedzą, co robią – mówi Roman Gałęzewski, szef „Solidarności" w Stoczni Gdańskiej, gdy razem jedziemy zobaczyć, jak dziś wygląda stocznia, który była już w stanie upadłości. „Oni" to zarząd. Ale takie stwierdzenie w ustach związkowca to prawdziwy komplement. Gałęzewski chwali „ich" m.in. za to, że działalności zakładu nie opierają wyłącznie na produkcji statków. Stocznia, która ma ponad 100-letnią tradycję w branży okrętowej, coraz odważniej wchodzi na nowe rynki. Ponieważ związkowcy z „Solidarności" jako tako dogadują się ze swoim pracodawcą, swą aktywność przenieśli na walkę z włodarzami Gdańska, szczególnie z prezydentem Pawłem Adamowiczem. To on właśnie podjął decyzję o pozostawieniu na bramie napisu: „Stocznia im. Lenina".
W sali konferencyjnej...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta