Model totalnej nieodpowiedzialności
Oddanie losu ludzi w ręce dwóch niezależnych korporacji – sędziów i prokuratorów – wydaje się nazbyt ryzykowne. A co, jeśli sprzymierzą się przeciw interesowi publicznemu? Jeśli zawrą niepisany sojusz w imię bierności i świętego spokoju? – rozważa publicysta
Debata nad Amber Gold nie była biciem piany, jak trąbią media. Była rozmową, prawda, że w warunkach ostrej konfrontacji politycznej, o tym, jak działa państwo.
Jarosław Kaczyński pytał, czy te wszystkie decyzje i zaniechania w stosunku do Marcina Plichty były jednym wielkim zbiorem przypadków. Rzecz dotyczyła urzędników skarbowych, służb specjalnych, także prokuratorów czy sędziów.
W sensie społecznym morał był za każdym razem taki sam: silny nie musi się obawiać tego, czego obawia się słaby. Ale inaczej można wyegzekwować odpowiedzialność urzędnika skarbowego wprost podległego ministrowi. Inaczej sędziego – tylko bardzo pośrednio, bo jest niezawisły. Jeszcze inaczej prokuratora.
Obrona abstrakcji
Premier Tusk próbował przekształcić dialog o społecznym konkrecie w spór ustrojowy. I stanął mocno w obronie niezależnej prokuratury. Pytając kokieteryjnie, czy Polacy woleliby, aby sprawę jego ewentualnych uwikłań i zaniedbań badali prokuratorzy zależni od rządu.
W roku 2010 w Polsce...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta