Polski z mamą, matematyka z tatą
Wykształcenie swoich dzieci biorą we własne ręce. Lekcje organizują przy domowym stole albo w plenerze. Na szkołach się zawiedli albo uważają, że nikt lepiej od nich nie wychowa pociech
Jesteśmy dobrych 20 kilometrów za miastem. Dom pod lasem, na maszcie powiewa polska flaga, na podwórku skubią trawę konie. W salonie ciepło od rozpalonego właśnie kominka, na parapetach dojrzewają zerwane w ogrodzie malinowe pomidory. Przy dużym stole stos podręczników. Tym razem do matematyki. Lekcji słuchają dziesięcioletni Janek, ośmioletnia Klara i sześcioletnia Łucja.
W zrozumieniu dodawania, odejmowania i mnożenia pomaga mama – na ręku z Wincentym, którego nauka jeszcze nie dotyczy, bo dopiero ćwiczy raczkowanie. Cierpliwie tłumaczy, sprawdza, podpowiada, jak rozwiązać zadania. I nie jest to wieczorne odrabianie zadanych w szkole lekcji, bo dzieci państwa Gesslów do szkoły nie chodzą. Rodzice zdecydowali się na edukację domową. Sami uczą własne pociechy.
Zerówka w dwa miesiące
O takiej formie edukacji usłyszałam po raz pierwszy, gdy byłam w ciąży z najstarszym synem. Przeczytaliśmy artykuł w gazecie. Wtedy jeszcze nie myślałam, żeby tak uczyć dzieci. Mąż bardziej zainteresował się tematem – opowiada Agnieszka Gessel. Testem była zerówka Janka. – Na początku trochę się obawialiśmy, wydzwanialiśmy do innych rodziców, pisaliśmy e-maile, rozmawialiśmy z państwem...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta