Chorzów, Wembley i kompleksy
Z Anglią zwykle przegrywaliśmy. Dlatego remis na Wembley sprzed prawie czterdziestu lat wspominamy jak największe zwycięstwo
Między futbolem angielskim i polskim jest przepaść, której nie da się zasypać. Należymy do dwóch różnych światów. Kiedy oni w roku 1863 zakładali pierwszy krajowy związek piłkarski, u nas trwało powstanie styczniowe. Kiedy u nich w roku 1888 rozpoczynały się rozgrywki ligowe, na ziemiach polskich nie było żadnego klubu. Jakim my byliśmy partnerem dla twórców futbolu? Ubogim krewnym zaledwie, z którym nie warto się spotykać, bo nie ma z tego żadnego pożytku.
Coś się zmieniło w połowie lat 60. Anglia, jako gospodarz mistrzostw świata, nie musiała rozgrywać meczów eliminacyjnych, więc wybierała sobie sparingpartnerów. W finałach były trzy reprezentacje z Europy Wschodniej (ZSRR, Węgry, Bułgaria) i być może Anglicy uznali, że warto spotkać się z Polską, aby zobaczyć, jak się gra w tej części świata.
Zaproponowali nam mecz w Liverpoolu, na początku roku, kiedy w Polsce piłkarze nie tylko nie grają, ale jeszcze nawet nie trenują po sylwestrze. Zgodziliśmy się na spotkanie 5 stycznia 1965 roku, na stadionie Evertonu – Goodison Park w Liverpoolu. Anglia upajała się jeszcze odniesionym w grudniu zwycięstwem nad Hiszpanią w Madrycie 2:0. My mieliśmy wciąż kaca po listopadowej klęsce z Włochami w Rzymie 1:6. Trener Ryszard Koncewicz wystawił aż czterech debiutantów, a dziennikarze angielscy nie mogli się nadziwić, że młoda polska drużyna świetnie sobie radzi...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta