Hrabal, Kundera i inni
Jakimi drogami trafiało moje pokolenie do Czech? Jakimi do Czechów? A dodajmy, że było to pokolenie stanu wojennego, a więc z odrobinę przetrąconym karkiem, chronicznie bez paszportu, za to śmiertelnie obrażone na komunę.
Byliśmy za młodzi, by pamiętać rok sześćdziesiąty ósmy, więc Czechosłowacja kojarzyła się głównie z towarzyszem Husakiem, gumami do żucia Pedro i dziwacznym filmem o Szwejku, z Rudolfem Hrušínským w roli głównej.
Ów Hrušínský był archetypem Czecha. Cwaniak, leń i gaduła, patentowany tchórz i domorosły filozof; z naszej grudniowej perspektywy żaden bohater. Cóż, mieliśmy po kilkanaście lat. Haška mieliśmy poznać długo później, więc wszyscy Czesi wydawali się bardziej hrušínscy niż haškowi. Któż by się chciał więc nimi przejmować. Ale oni – jakby trochę na przekór, wbrew, a i dzięki polsko-bohaterskiej tradycji nie chcieli dać się nam tak łatwo.
Pierwszym szokiem był Kundera w kapitalnym tłumaczeniu Agnieszki Holland. „Nieznośną lekkość bytu" przeczytałem w natchnieniu w 1986 roku, na kilka miesięcy przed...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta