Dziady i Szlachcice
Kolędnicy ze Zwardonia
Dziady i Szlachcice
Jerzy Sadecki
Święta bez "Dziadów" to nie są święta! Nie było takich lat, żeby "Dziady" po Zwardoniu nie chodziły. Na świecie niech się dzieje, co chce, a kolędnicy muszą iść. Od domu do domu. Oczekiwani, mile widziani. Nie przyjąć ich, to ryzyko. Cały rok może być byle jaki albo nieszczęście na człowieka spadnie.
Ruszają zaraz po ósmej rano w sylwestra. Całą zgrają, ze trzydziestu chłopa wraz z kapelą. Sami mężczyźni i chłopcy. -- Baby i dziewczyny nigdy nie kolędowały! -- chórem zapewniają kolędnicy. To nie jest zajęcie dla bab. Baby dopuszczane są tylko do wycinania bibułki, z której mozolnie lepi się warstwa po warstwie frędzelki; te zaś tworzą grzywę konia -- gęstą, jak strzyżona trawa w angielskim ogrodzie.
Konie w obrzędzie "Dziadów" są najważniejsze. O tym na Żywiecczyźnie wie każde dziecko. Zwardońskie konie mają potężne kolorowe czapy. Taka czapa to zmyślna konstrukcja z drutu, z naklejoną grzywą z bibułki, wyłożona błyszczącą folią odblaskową. -- Nieduży kawałek folii, metr na metr, więcej niż sto tysięcy kosztuje -- zaznacza z szacunkiem Jan Waliczek, grajek z kolędniczej kapeli, który na co dzień w firmie budowlanej pracuje, na materiałach się zna. Za dawnych czasów czapy kryte były słomą, teraz są bardziej kolorowe,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta