Janczarzy bez prawa głosu
Dla premiera Erdogana kamieniem obrazy jest poparcie demonstrantów dla takiej Turcji, jaką stworzył Mustafa Kemal Atatürk – świeckiej i prozachodniej.
Recepowi Tayyipowi Erdoganowi, premierowi Turcji, jednego na pewno nie można odmówić: ambicji. Gdyby nie rewolta na stambulskim placu Taksim, miałby wszelkie powody do zadowolenia i – najprawdopodobniej – otwartą drogę do prezydentury. Przez dziesięć lat swych rządów odnosił bowiem znaczące sukcesy, czego dobitnym wyrazem były trzy z rzędu zwycięstwa wyborcze. Od ponad pół wieku żaden turecki premier i żadna partia nie zdołały tak długo utrzymać się u władzy ani, dodajmy, tak bardzo przeobrazić kraju.
Plac Taksim kryje w sobie jednak zalążek możliwej klęski i Erdogan być może – bo z jego wypowiedzi jak dotąd to nie wynika – ma tego świadomość. W dodatku nie przywykł do porażek. Nie mówi o tym otwarcie, ale ze strzępów informacji, jakie przenikają do opinii publicznej z jego otoczenia, wiadomo, jak bardzo irytują go żądania, by ustąpił ze stanowiska. Przecież, co podkreśla przy każdej okazji, ma poparcie połowy społeczeństwa. W ostatnich wyborach na jego partię głosowało prawie 50 proc. wyborców, dając mu bardzo wyraźny mandat. Dlaczego więc dzisiaj tak wielu nazywa go dyktatorem, zarzuca mu skłonności autorytarne i żąda jego odejścia?
Kamieniem obrazy jest dla premiera także poparcie manifestantów dla takiej republiki, jaką stworzył Mustafa Kemal Atatürk – świeckiej i prozachodniej. Nad głowami demonstrantów widnieją nie tylko czerwone flagi narodowe, ale także...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta