Galeria upadłych trenerów
Pożegnanie z selekcjonerem reprezentacji Polski to zwykle smutna chwila. Długo czekamy, by ktoś odszedł w sławie.
W ciągu ostatnich czterdziestu lat reprezentacja Polski miała dwudziestu selekcjonerów (ściślej mówiąc dziewiętnastu, Antoni Piechniczek był nominowany dwukrotnie). Z reguły im rzadziej zmienia się trener drużyny narodowej, tym lepiej ona gra. W Niemczech od roku 1973 było ich ośmiu, w Szwecji – dziewięciu, w Hiszpanii – dziesięciu, we Francji i we Włoszech – po jedenastu.
Dziś na konferencje prasowe, na których przedstawiany jest trener przychodzi po kilkuset dziennikarzy. Kiedy trenerami zostawali Kazimierz Górski, Jacek Gmoch czy Antoni Piechniczek, dowiadywaliśmy się o tym z radia i telewizji. Żadnych konferencji prasowych nie było. PZPN podejmował decyzję o wyborze i wysyłał komunikat do Polskiej Agencji Prasowej.
Nie było wyścigu po informacje, bo i tak pierwszeństwo należało się „Trybunie Ludu". Nie było tabloidów ani Internetu, więc selekcjonerzy unikali presji związanej z ciągłym patrzeniem im na ręce. Nikt im też nie zawracał głowy dzwoniąc o każdej porze, bo telefonów komórkowych również nie było.
Telefon domowy
W PZPN sekretarka pani Janeczka nie łączyła, bo „pan trener jest nieobecny". Jeśli selekcjoner kogoś lubił i miał do niego zaufanie, podawał numer telefonu domowego. Kazimierz Górski wyjątkowo rozumiał dziennikarzy. Mówił nawet: „Jak redaktor do mnie dzwoni o północy, to znaczy,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta