Taksówka za milion złotych
Francja to kraj rentierów. Ci, którzy mają pracę lub mieszkanie na wynajem, odcinają sowite kupony. A reszta wegetuje.
Znalezienie taksówki w Paryżu w piątek wieczorem czy w weekend graniczy z cudem. Kierowcom jeździć się wtedy nie chce, wolą spędzać czas z rodziną. I można ich zrozumieć: w „normalnym" czasie pracy zarobią tyle, że im wystarczy.
Powód jest prosty: regulacje, które jak mury średniowiecznego zamku chronią taksówkarzy przed tymi, którzy chcieliby wyjść naprzeciw potrzebom klienta. Po 12-milionowej metropolii jeździ dokładnie 17,5 tys. taksówek, proporcjonalnie do liczby mieszkańców czterokrotnie mniej niż w Londynie i Warszawie. Skutek: na przyjazd taksówki nie tylko nie można liczyć, ale gdy ma się tyle szczęścia, że się jednak pojawi, trzeba za nią zapłacić zabójczą cenę. Trzaśnięcie drzwiami to 3,65 euro, a każdy kilometr 1 euro. To jednak stawki, które obowiązują wyłącznie od poniedziałku do piątku od 10 do 17. Wcześniej i później, a także w soboty, stawki są dwa razy wyższe, a w niedzielę rosną o kolejne 50 proc.
Bycie paryskim taksówkarzem to zatem intratna fucha. Dlatego chętnych jest bardzo wielu.
– Na licencję czeka się dziesięć lat i kosztuje ona 230 tys. euro (ok. miliona złotych) – mówi „Rz" Agnes Benassy-Quere, przewodnicząca Rady Analiz Ekonomicznych (CAE) przy premierze Francji, niezależnego organizmu, którego zadaniem jest znalezienie sposobu na zdynamizowanie gospodarki....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta