Najlepsza dentystka w Londynie
„Nienawidzę tego miasta. Po co tyle ludzi tu przyjeżdża? Absurd. Z ładnych miejsc, z Podlasia, Mazur, z Beskidów! Tylko po to, by pracować, wciągnąć się w tryby obłędnego systemu". Fragment najnowszej powieści, która ukazuje się właśnie nakładem Wydawnictwa Arcana.
Miasto na przełomie lata i jesieni zaczyna inaczej oddychać. Krócej, czasem nawet spazmatycznie. To letni zaduch kryjący się w uliczkach, pod zakurzonymi koronami drzew wydaje ostatnie tchnienie i ustępuje miejsca innemu powietrzu. Choć jeszcze ciepłe, niesie w sobie zapowiedź zmiany. Warszawa pod koniec września zaczyna przygotowywać się do nowego, odległego jeszcze przymrozka, który nadejdzie i sprawi, że wszystko stanie się inne: ludzie, psy, kałuże, tramwajowe szyny i smużki dymu, unoszące się z domków w dalszych dzielnicach.
Na razie jednak wciąż jest ciepło, a ja, jak niemal co dzień, wybrałem się na wieczorny spacer, ponieważ nie miałem nic innego do roboty. Pracy też nie, ale z tym zdążyłem się już jakoś oswoić. Ostatnio wylali mnie z działu korekty pewnego tygodnika, gdyż nastąpiła redukcja. Z tym że właściwie nie byłem zatrudniony, wyłącznie umowa-zlecenie. A wcześniej w ubezpieczeniach przez dwa miesiące. Wcześniej jeszcze gdzieś. Poszarpana zawodowa droga, właściwie nie zawodowa, trudno mówić o zawodzie, nie ma o czym mówić. Ostatnio wróciłem do dawnego trybu życia: do późnej nocy muzyczka i lektura, tak gdzieś do trzeciej, potem spanie do dwunastej w południe, najgorsze przebudzenie, łup w głowę, zwlec się trzeba, metodyczne przygotowanie śniadania. Posiłek kończyłem...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta