Krzyk w Holandii to ostateczność
W Polsce po katastrofie smoleńskiej przeżywano śmierć ludzi ze świecznika, w Holandii – ludzi z sąsiedztwa. Wspólnoty, w których działali, są mocne, zwarte, i to one wywierały presję na rząd – mówi aktor i reżyser w rozmowie z Jackiem Cieślakiem.
Rz: Polakom trudno jest zrozumieć reakcję Holendrów na katastrofę malezyjskiego samolotu zestrzelonego przez ukraińskich separatystów.
Holendrzy są bardzo powściągliwi i nieskorzy do poszlakowych analiz oraz podejrzeń. Zawsze liczą się dla nich twarde, prokuratorskie, sądowe dowody. Nie znoszą też przerostu formy nad treścią, co bierze się zapewne z pewnej ascezy protestanckiej. W Holandii jest bardzo popularne określenie, którego sens sprowadza się do tego, że dajemy wiarę niepewności, a jeśli nie jesteśmy czegoś pewni do końca – zakładamy, że ktoś nie miał złych intencji. To ma korzenie w relacjach między Holendrami. Trzeba się bardzo natrudzić, żeby ktoś zaczął nas podejrzewać o złe intencje. Zazwyczaj, tak długo jak się da, mówi się o nieporozumieniu albo nieprzyjaznym zbiegu okoliczności. Właśnie taka psychologia społeczna Holendrów spowodowała początkowo powściągliwą reakcję.
A może Holendrzy nie wiedzą, jaki jest kontekst polityczny katastrofy?
Holendrzy nie rozumieją, co się dzieje na Ukrainie. Mści się w pewnym sensie to, że wydarzenia na Majdanie nie zostały dobrze opisane, bo Holendrzy nie znają meandrów wschodniej polityki – to całkowicie obcy dla nich świat. Sytuacja z Krymem też nie była jasna. Nie rozumiano do końca, czy jest ukraiński czy rosyjski, skoro kiedyś był rosyjski i Ukraińcy niezbyt go bronili, bo jest ich tam...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta