Jestem jak fotografowie duchów
Ludzie są tak przyzwyczajeni do upiększania się, że photoshopy już nie starczają. Wmawia się im, że świat naprawdę wygląda tak jak na zdjęciu. A to niebezpieczne - mówi znany fotograf Ryszard Horowitz.
W sieci pojawiają się codziennie miliardy zdjęć obrazków z wakacji, słitfoci. Jak na to patrzy człowiek, dla którego fotografia jest sztuką?
Z jednej strony rozumiem potrzebę, żeby zademonstrować swoją fizjonomię światu. Z drugiej nie mogę być zachwycony tym zjawiskiem. Dzisiaj każdy ma aparat i pstryka zdjęcia. Ale czy to jest sztuka, którą trzeba pokazywać innym? Czekam, aż ten internet któregoś dnia pęknie.
Nie wiem, czy może pan na to liczyć.
Kiedyś do tego dojdzie. Wszystko ma swój początek i koniec.
Skoro mówimy o początku: pamięta pan pierwsze zdjęcie, które pan zrobił?
Tak, to było w Krakowie. Mieszkaliśmy tuż przy Rynku Głównym i w piwnicy naszego budynku odkryłem cudowne gotyckie sklepienie. Wspaniałą maszkarę podświetloną zwykłą żarówką. To zdjęcie, wykonane przedwojenną leicą, którą dostałem od ojca, zachowało się. Opublikowałem je w autobiograficznej książce, która właśnie się ukazuje. Potem robiłem sporo portretów: moich przyjaciół z Piwnicy pod Baranami, jazzmanów.
Kraków lat 50. był chyba niezwykłym miejscem? Siermiężny socjalizm, tuż obok robotnicza Nowa Huta, ale środowisko artystyczne skupione wokół Piwnicy tworzyło oazę wolnych ptaków.
To prawda, w komunistycznej...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta