Problemem jest pokolenie „no future”
Zanim populiści oskładkują wszystko, co się rusza, zejdźmy na ziemię – pisze lider Stowarzyszenia NowoczesnaPL.
Umowy czasowe stały się jednym z tematów debaty publicznej. I słusznie, bo jest o czym dyskutować. Samo słowo „śmieciówka" stało się wręcz obelgą. To niesprawiedliwie, bo uderza w ciężko pracujących ludzi, którzy pracy nie traktują jak czegoś śmieciowego. Wiele tak zatrudnionych osób zresztą nie narzeka. Jedni, bo zarabiają trochę więcej albo w ogóle mają pracę. Inni, bo z jakichś powodów to dla nich wygodne. To zasada „coś za coś", którą wszyscy stosujemy.
Tak więc umowy czasowe, czyli nieregularne lub doraźne formy zatrudnienia, nie są samym złem i w każdej gospodarce powinno być dla nich miejsce. W Polsce są one nadużywane: jest ich za dużo i zastępują normalne zatrudnienie. To patologia naszego systemu. W głównym nurcie powinno być normalnie oskładkowane zatrudnienie według kodeksu pracy (który jest za mało elastyczny), a inne formy mogą być marginesem. U nas jest odwrotnie.
Podczas spotkań rozmawiam z ludźmi, często młodymi, pracującymi w takiej właśnie formule. Wady są oczywiste: brak poczucia stabilności, słabe zabezpieczenie emerytalne czy chorobowe. Dużo wolnoamerykanki, swoboda pracodawcy i mało gwarantowanych praw pracownika. Ale ważniejsze od formy zatrudnienia jest coś, co nazwałbym stanem „no future": „Pracuję za 2 tys. zł i mam perspektywę, że za pięć lat będę pracował za 2,2 tys. Na więcej nie ma szans". To na tym polega...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta