Banita bez winy
Opowieść o Ferdynandzie Goetlu
Banita bez winy
Krystyna Kolińska
Sopot -- 1995 rok, piękne lato, rozśpiewane, rozmuzycznione Monte Cassino i molo pełne spacerowiczów -- obcojęzycznych i krajowych, kolorowych balonów w kształcie serc. Kraków -- 1945 rok, styczeń, rozczłapany bury śnieg. I inna całkiem sceneria i inne nastroje. Zdarzyło się t nią córeczkę i prawie rocznego synka. Do Krakowa przyjechali po powstaniu warszawskim razem z ojcem dzieci -- Ferdynandem Goetlem. Tam, na Żoliborzu, przeżyli całą grozę walk. Synek miał zaledwie kilkanaście dni, gdy wśród łun pożarów chrzcił go ksiądz z kościoła św. Stanisław
Siedzę teraz w towarzystwie pani Haliny, w jej sopockim mieszkaniu. Ma już ona 87 lat, lecz doskonałą jeszcze pamięć. Wtej niebieskiej sukni, spiętej pod szyją pamiątkową broszą, z młodym spojrzeniem szarozielonych, wyrazistych oczu, wygląda pięknie. Z przepaścistych szuflad szafy, sekretery wy stem gończym, fotografią ściganego i tekstem, że poszukuje się "Ferdynanda Goetla, wyznania rzymskokatolickiego, z zawodu literata, wzrost średni, oczy szare, szpakowaty".
Zmierzch zaciera kontury starych mebli, lecz pokój wypełnia się wyrazistymi, poruszającymi wyobraźnię obrazami. Słucham w napięciu opowieści malowanych barwnym słowem. Czasem pani Halina odrywa wzrok od mej twarzy, jej oczy...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta