Zimą na rozgrzewkę
Zwyczaj sporządzania pysznych ciepłych napojów z wina znany był już starożytnym. Współcześni ochoczo podtrzymują tę kulinarną tradycję.
Przed wiekami był to jeden z najwykwintniejszych i najdroższych specjałów na europejskich stołach. Ale dziś grzaniec nalewany do plastikowych kubków na przedświątecznych festynach i stokach narciarskich stał się częścią kulinarnej popkultury. Co przecież nie oznacza, że skoro spowszedniał, przestał smakować.
Pomijając niuanse, warianty, regionalizmy, receptura jest prosta. Na przykład, na użytek domowy, potrzebna butelka czerwonego wina (słodkiego, półsłodkiego, wytrawnego, w zasadzie bez różnicy), pomarańcza, goździki, cynamon, cukier, a jeszcze lepiej miód; wszystko połączyć w garnku, podgrzewać powoli przez kwadrans, mieszać, nie zagotować, grzaniec ma być ciepły, ale nie parzyć języka, warg, a już broń Boże przełyku. Nalewać do kubków, filiżanek, byle nie do kieliszków, bo popękają.
Starożytny rzymski gastronom Apicjusz, autor najstarszej znanej książki kucharskiej „De re coquinaria" (O sztuce gotowania), podaje recepturę grzanego wina.
Pieprz i wanilia
„Do dużego naczynia wlać dwie sestercje (ok. 1 litra) wina, podgrzewać na małym ogniu, dodawać stopniowo...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta