Prezes równie ważny jak prezydent
Wojciech Tumidalski Najgorsze, co może spotkać Sąd Najwyższy, to powtórka z dekompozycji autorytetu Trybunału Konstytucyjnego. Pierwszy prezes SN to bowiem nie tylko tytuł honorowy.
Najważniejsze, co może się zdarzyć podczas wtorkowego Zgromadzenia Ogólnego Sędziów Sądu Najwyższego, dzieje się po przerwaniu go w sobotę, a przed wznowieniem we wtorek. W tym czasie każdy jego uczestnik zajmuje się bowiem tym, co zwykle robi sędzia: bada i analizuje wszelkie scenariusze. Waży racje i interesy. To zawsze powinno poprzedzać werdykt i uwzględniać wszystkie okoliczności – wewnętrzne i zewnętrzne.
A gdy wybierani są kandydaci na pierwszego prezesa Sądu Najwyższego, na szali leży dużo więcej niż partykularne interesy sędziów SN. Tu idzie o krajowy i międzynarodowy autorytet...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta