Przewlekłość na życzenie, czyli whataboutyzm w sądach
Kto chce mieć sprawę załatwioną sprawnie, powinien pomyśleć, jak ułatwić pracę sędziemu.
Domagający się reformy sądów krytycznym okiem spoglądają w ich stronę i tylko tam znajdują winy i przedmiot naprawy. Z tego właśnie powodu reformy się nie udają. Niestety, zła kondycja sądów ma charakter ustrojowy i kompleksowy. Sądy ściśle zależą od przepisów, a tworzenie prawa nie należy do nich z powodu trójpodziału władz. Dlatego sądy nie mogą same się zmieniać albo poprawiać. Bez trafnych decyzji zewnętrznych są skazane na powolne działanie z różnych powodów.
Po pierwsze, z powodu archaicznych form komunikacji kontrastujących z możliwościami nowych technologii. Po drugie, z powodu braków w prawie materialnym i procesowym – których niedostatki wydłużają większość postępowań. Niektóry dostrzegają także zły wpływ doktryny nietrafionymi poglądami. Mało kto jednak dostrzega jeszcze jedną ważką przyczynę: działania samych zainteresowanych. Wydawać się to może nielogiczne, skoro każdy mający jakąś sprawę (rzekomo) dąży do jej szybkiego zakończenia, a gdy się przeciąga, śle skargi i monity na przewlekłość. W rzeczywistości spieszy się tylko przekonanym, że sprawę wygrają. Gdy ktoś już wie, że sprawę przegrywa, zaczyna się przewlekanie. Presja na przedłużanie postępowania, proporcjonalna do wizji przegranej, to „dbałość o niedopuszczenie do pochopnie wydanego rozstrzygnięcia". Takie działania uznaje się za usprawiedliwione, jeśli mieszczą się w granicach prawa do...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta