Prawdy i nieprawdy w debacie o frankach
Trudno uwierzyć, że kredytobiorcy żyjący w gospodarce rynkowej byli nieświadomi ryzyka walutowego, skoro świadomi go byli ludzie żyjący w PRL-u, kiedy dolary i marki kupowało się zwykle pokątnie od cinkciarzy, a nie w kantorze albo banku.
Wielu prawników zajmujących w debacie poświęconej kredytom frankowym stanowisko antybankowe (albo – jak sami to określają – „prokonsumenckie") sugeruje, że banki, udzielając kredytów walutowych, jakimiś kuglarskimi sztuczkami z jednej strony przerzuciły całe ryzyko na klientów, z drugiej zabezpieczyły sobie zyski z aprecjacji franka szwajcarskiego. A do tego triki finansowe łączyły ze sprzedażowymi, stosując najróżniejsze chwyty, by kredyt zaciągnięty w polskich złotych jawił się jako nieopłacalny.
Czy banki miały franki
Od dawna można usłyszeć argument, że kredyty indeksowane i denominowane w walutach obcych były tak naprawdę kredytami złotowymi, bo przecież banki swoim klientom wypłacały złote, a zatem aprecjacja walut obcych (w tym przede wszystkim franka) miałaby być dla banków czystym zyskiem. Z kolei nieco nowszy i bardziej wyrafinowany argument głosi, że banki zabezpieczyły się przed ryzykiem walutowym, które w całości „przerzuciły" na kredytobiorców.
Oczywiście obie te ewentualności są możliwe, problem w tym, że nie mogą wystąpić jednocześnie. Tymczasem prof. Łętowska oskarżyła banki o stosowanie „świadomej strategii spekulacyjnej", której udowodnienie jest jednak „procesowo niewykonalne", a „szczęśliwy dla banków traf (?) spowodował że [...] frank szwajcarski nagłym wahnięciem przebił...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta