Odszedł, ale obiecał, że wróci
Gerard Pique, jeden z ostatnich, którzy tworzyli złote pokolenie Barcelony, pożegnał się z kibicami na Camp Nou. Jednak to nie koniec, lecz nowy początek i może wrócić jako prezes klubu, z którym jego rodzina związana jest od dwóch pokoleń.
Trudno będzie wyobrazić sobie bez niego Barcelonę. Tak jak trudno było wyobrazić ją sobie bez Carlesa Puyola, Xaviego, Andresa Iniesty i Leo Messiego. Z pełnej sukcesów ery Pepa Guardioli został już tylko Sergio Busquets. Rocznik 1988, kilkanaście miesięcy młodszy od Pique.
– W życiu przychodzi taki czas, że trzeba odejść – przyznał Pique po sobotnim spotkaniu ligowym z Almerią (2:0). To był bardzo wzruszający wieczór. Były transparenty z napisem „Sempr3” odnoszące się do słowa „zawsze” w języku katalońskim i numeru, z którym grał Pique, a wszyscy piłkarze Barcelony założyli przed meczem koszulki z nazwiskiem głównego bohatera.
Emocje udzieliły się każdemu, nawet Robertowi Lewandowskiemu, który na początku spotkania chciał odstąpić Pique rzut karny, ale ten zachęcił go, by strzelał. Polski as wziął typowy dla siebie rozbieg, zmylił bramkarza, ale spudłował. Piłka otarła się o zewnętrzną część słupka i wyszła poza boisko. Niektórzy mówią o klątwie napastników, bo wcześniej pierwszych jedenastek w Barcelonie nie wykorzystali Antoine Griezmann czy David Villa, inni o tym, że Lewandowski wyszedł z wprawy. Faktem jest, że pomylił się po raz pierwszy od roku (Bayern – Benfica w Lidze Mistrzów).
Kiedy w 83. minucie Pique ostatni raz w karierze opuszczał boisko Camp Nou, ciężko mu było ukryć łzy. Hiszpan wyściskał się z każdym z kolegów, a po końcowym...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta