W Mińsku nie ma już z kim rozmawiać
Jeśli Putin zostanie zmuszony do zakończenia wojny z racji jej wpływu na rosyjską gospodarkę, to będzie szukał jakiegoś zastępczego sukcesu, którym będzie się mógł pochwalić. Mogłoby nim być zwieńczenie integracji z Białorusią. Rozmowa z Witoldem Juraszem, dziennikarzem i byłym dyplomatą
W swojej książce „Demon zza miedzy” stwierdza pan, że pierwszym błędem w relacjach z Białorusią było to, że w 1994 r., podczas pierwszych i jedynych demokratycznych wyborów w tym kraju, Polska stanęła po stronie Aleksandra Łukaszenki. Na czym polegało to poparcie?
Myślę, że miało ono wymierny charakter – gdyby było to poparcie tylko symboliczne, to nie wspominałbym o tym. W 1994 r. miałem 19 lat i nie miałem z tym nic wspólnego. Rozmawiałem jednak z ludźmi, którzy byli blisko tych spraw, i wiem, że wsparcie wychodziło poza wymiar czystej symboliki. I to było błędem. Już wtedy bowiem Łukaszenko zdradzał objawy świadczące o tym, że ma mocno autorytarne tendencje. Ale uznano, że jego ówczesny rywal Wiaczasłau Kiebicz jest prorosyjski, a że wywodzi się z tzw. czerwonej nomenklatury, to zapewne doprowadzi do oligarchizacji państwa, którą oceniano jako zagrożenie. Historia Ukrainy pokazuje tymczasem, że oligarchia, owszem, osłabiała państwo, ale zarazem państwo to w kluczowym momencie – mam na myśli wojnę z 2014 roku – uratowała.
A czy poparcie dla Łukaszenki nie było zgodne z nastrojami społeczeństwa białoruskiego? Był zdolnym populistą i gromadziły się wokół niego tłumy ludzi.
Oczywiście, że tak. Nie twierdzę, że to dzięki poparciu Polski...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta