„Białej odwadze” zabrakło odwagi
Marcin Koszałka tak zrobił „Białą odwagę”, że kolaboracja górali z nazistami jest zmarginalizowana, zaś fatum ciążące nad bohaterami usprawiedliwia ich wybory.
Biały Miś z Krupówek, towarzyszący również góralom, którzy w filmie idą na rosyjski front w mundurach SS - może dalej zarabiać dudki, spokojny że „Biała odwaga" nie zrujnuje wizerunku Podhalan w Polsce.
A miał Marcin Koszałka, reżyser i operator, do polskiego kina „wejście smoka” ryzykownym dokumentem „Takiego pięknego syna urodziłam”. Prowokował swoją rodzinę i jednocześnie ją nagrywał, by poprzez film uzmysłowić najbliższym, w jak bardzo toksycznych warunkach się wychował. Ostatecznie tamten dokument pomógł nawiązać normalne relacje rodzinne, a dał też początek fali dokumentów o terapeutycznym działaniu.
Partyzant Piorun
Warto dodać, że jako operator Koszałka brał potem udział w powstaniu fabuł „Pręgi” i „Rewers”, które też niszczyły tabu. W „Białej odwadze”, swojej drugiej po „Czerwonym pająku” fabule, bezkompromisowy już nie jest. To film taternika, dla którego duchową ojczyzną są góry, tych zaś nie da się o nic oskarżyć, więc pokazał je majestatycznie i pięknie. Górali potraktował zaś jak kolegów (od wspinaczki), którym wybacza się więcej niż matce i ojcu. A jeżeli chciał nawet zrobić film o kolaboracji z nazistami, to ostatecznie ten wątek wydaje się marginalny.
Po premierze historycy przypomną, czy właśnie taki...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta