Bóg cierpiał i umierał po cichu
Diego Maradona umarł, bo żył, jak chciał albo jak musiał, spętany od lat demonami i nałogami. Prokuratura ma jednak na temat jego śmierci inne zdanie.
Uważany był przez wielu za boga, nie tylko futbolu. Nieprzypadkowo na suficie hali Sportivo Pereyra w Buenos Aires jest parodia „Stworzenia Adama” Michała Anioła, gdzie to Maradona wyciąga palec w kierunku Leo Messiego, a jego figura w dzielnicy La Boca stoi balkon w balkon z tą przedstawiającą papieża Franciszka. Proces dotyczący jego śmierci w listopadzie 2020 roku rozpoczął się jednak dopiero teraz. Prokuratura oskarża członków zespołu medycznego o rażące zaniedbania w opiece nad 60-latkiem po operacji usunięcia krwiaka mózgu.
Kiedy zmarł, pewne rzeczy wiedzieliśmy na pewno. Chociażby to, że przyczyną było zatrzymanie krążenia i oddychania związane z ostrym obrzękiem płuc. Więcej do dziś jest jednak niewiadomych. Nawet określenie godziny zgonu stało się przedmiotem sporu. Niewykluczone bowiem, że Maradona długo konał w olbrzymim bólu, bo lekarze i pielęgniarka zaglądali do niego rzadko – może z wygody, może ze strachu przed jego agresją syndromu odstawienia, a może faktycznie, aby nie zakłócać choremu spokoju.
Argentyńczyk wracał do zdrowia w prywatnej rezydencji na przedmieściach Buenos Aires, choć zdjęcie jego pokoju w zestawieniu ze słowem „rezydencja” może wpędzić w konfuzję. Maradona leżał na wytartym materacu w łóżku bez oparcia. Obok stał niewielki telewizor, mała lodówka...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)
