Apteka dla pacjenta? Na razie w teorii
W 1/5 polskich gmin nie ma już apteki. W kilkuset kolejnych działa zaledwie jedna, co prowadzi do lokalnych monopoli, zawyża ceny i ogranicza pacjentom dostęp do leków. Eksperci alarmują: jeśli nie zmieni się prawo, rynkowi grozi zapaść.
Polski rynek apteczny znalazł się na krawędzi. W mniejszych miejscowościach sytuacja jest wręcz dramatyczna. Pacjenci pokonują dziesiątki kilometrów, by wykupić receptę. Aptekarze zamykają swoje placówki, bo gubią się w gąszczu absurdalnych regulacji. Jednocześnie sprzedaż aptek jest praktycznie niemożliwa – brakuje nabywców, a prawo pozwala na posiadanie maksymalnie czterech aptek, i to wyłącznie farmaceutom. Banki nie chcą finansować aptek, a ich dziedziczenie jest niezwykle utrudnione. Przedsiębiorcy, którzy całe życie poświęcili na prowadzenie apteki, nie mogą nawet przekazać schedy własnym dzieciom. W konsekwencji aptek brakuje już nie tylko na prowincji, ale też w dużych miastach: na nowych osiedlach i w dzielnicach oddalonych od centrum.
Zagadnienia te znalazły się w centrum uwagi debaty „Konsekwencje przeregulowania rynku aptecznego w Polsce”, zorganizowanej w redakcji „Rzeczpospolitej” przez Instytut Studiów Wschodnich w ramach wydarzeń poprzedzających XXXIV Forum Ekonomiczne, które odbędzie się w dniach 2–4 września w Karpaczu.
Uczestnicy dyskusji nie pozostawiają złudzeń: to nie jest przejściowy kryzys rynku aptecznego, to zapaść. W centrum krytyki znalazły się regulacje rynku określane jako „Apteka dla aptekarza” – AdA 1.0 i AdA 2.0, które zamiast ratować polskie apteki, tylko je...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)