Tykająca bomba na czterech kołach
Zdjęte blokady prędkości, zwiększona moc silnika, a w finale utrata kontroli – zabici i ranni. „Ulepszane” samochody sieją grozę. Eksperci alarmują: to trzeba ukrócić.
Modyfikacje w BMW, którym na A1 Sebastian M. spowodował wypadek, doprowadzając do śmierci trzyosobowej rodziny zrobiły z tego auta samochód wyścigowy. To dzięki nim można było rozwinąć prędkość ponad 300 km/h – uznał biegły powołany przez prokuraturę i zaznaczył, że samochód po takich zmianach nie powinien wyjechać na drogi.
Tuning zwiększający osiągi, w tym likwidację ograniczenia prędkości, prowadzi do zmian, które zagrażają bezpieczeństwu. To trzeba ukrócić – twierdzą eksperci, z którymi rozmawiała „Rzeczpospolita”.
– Przerobione samochody służą do jazdy na torze, w wyścigach, ale nie na drogach publicznych. A każdy pojazd po modyfikacji powinien być dokładnie zbadany na wyznaczonych stacjach diagnostycznych – mówi nam Rafał Ziółkowski, ekspert ds. bezpieczeństwa ruchu drogowego z PZMOT, zarządu okręgowego w Gdańsku.
Gdy w Polsce podkręcanie osiągów i chwalenie się piracką jazdą w internecie jest wśród części kierowców popularne, świat dostrzegł zagrożenia i stawia bariery. – Producenci aut świadomie zakładają tzw. ograniczniki prędkości, a wzorem jest Volvo, którego wszystkie nowe modele nie rozpędzą się więcej niż 180 km/h – przyznaje Mikołaj Krupiński, rzecznik Instytutu Transportu Samochodowego.
Ekspert: mocy silnika nikt nie sprawdza
Opis przeróbek w BMW Sebastiana M. – według aktu...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)
