Bitwa pod Kolnem
Bitwa pod Kolnem
KAZIMIERZ ORŁOŚ
Stary Dec Antoni, z Łanowa, wracał z Kolna. Dziesiąta rano, po mszy świętej - niedziela. Od przystanku szedł piechotą - prawidłowo, lewą stroną, poboczem: marynarka na ramionach, książka do nabożeństwa w tekturowej oprawie wystawała z kieszeni. Już miał skręcić, przy krzyżu, na ścieżkę, żeby na skróty pójść przez pola, kiedy minął go różowy moskwicz Lutka Kostrzewskiego z Młynarzewa. Lutek, chłop czterdziestoletni, ogolony, w białej koszuli, jeszcze nie napity - wiózł starych Kostrzewskich: ojca Władysława i matkę Sabinę. Tak samo wracali z kościoła.
Kostrzewscy z Decami mieli na pieńku od lat - szło o miedzę na granicy, między gruntami łanowskimi i Młynarzewa. Pola się schodziły, coś tam nie pasowało Kostrzewskim - ludzie kłótliwi, wiadomo, samolubni, nie do współżycia. Procesowali się, po sądach włóczyli Deców - lata na tym zeszły. Niczego nie zwojowali, ale i tak kamienie na złość przestawiali, worywali się w pole. Dochodziło do utarczek słownych. Teraz Lutek Kostrzewski przyhamował, głowę wystawił z moskwicza i krzyknął do Deca: - Te, wujo, uważaj jak leziesz! Stara Kostrzewska, Sabina, siedziała z tyłu, za synem. Przez szybę spoglądała i śmiała się bezzębnymi dziąsłami.
Lutek nacisnął na gaz, obsypał Antoniego kurzem z pobocza i tyle go stary widział. Dec splunął, przeżegnał się...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta