Krach jaczejki
-- Podobnie i ja z synem, co tu dużo mówić -- powiedział Siembida zbazy transportu. -- Stało się, jak się stało. Nie będę miał nic przeciw partyjnym konsekwencjom. Brałem to z żoną pod uwagę. Nic więcej nie mam do powiedzenia.
Krach jaczejki
BOGDAN MADEJ
Stuknęło mi ćwierć wieku, z tego trzy lata wojska odbębniłem w marynarce, co wcale nie znaczyło, że poza pokładem i konturem Bornholmu na horyzoncie obejrzałem choćby zdaleka piękny szeroki świat. Wydawałem się sobie stary i myślałem, że czas się gdzieś zakotwiczyć. Po zaliczeniu paru miast wylądowałem w powiatowej Pokrówce. W przedsiębiorstwie budowlanym kadrowiec przekartkował moje papiery i wziął mnie do sekcji rozliczeń materiałowych. Tam o bejrzał mnie dwadzieścia lat starszy pan Wojciechowski, obwąchali mnie, pełnego awersji do wszelkiej władzy, dyrektor Nowak i, nomen omen, Lichwiarz, sekretarz organizacji partyjnej. W pracy ruszyłem z kopyta, bo były zaległości, i wkrótce miałem opinię dobrego nabytku. Miesiąc później Lichwiarz zaczepił mnie wkorytarzu.
-- Słuchajcie -- powiedział bez wstępnych umizgów -- zapraszamy was na zebranie organizacji partyjnej. O trzeciej w dziale transportu.
-- Nie należę do partii -- rzekłem krótko.
-- Niczego wam, że tak powiem, nie proponujemy i do niczego, prawda, nie zmuszamy. Przyjdziecie, posłuchacie, mamy, dajmy na to,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta