Niski poziom innowacyjności gospodarki to rezultat zaległości w reformowaniu instytucji naukowych. Firmy od 15 lat prywatyzują się i energicznie modernizują. Placówki naukowe i tzw. jednostki badawczorozwojowe uniknęły radykalnej przebudowy i zastygły w kształcie, który już nie odpowiada potrzebom gospodarki. Wydaje się, że nie ma sensu pompować dużych pieniędzy w stare struktury, bo one w obecnej postaci nie są w stanie efektywnie ich zagospodarować. Pomysł rządu, by granty i różne formy wsparcia innowacji kierować teraz do przemysłu, jest rozsądny. Choć tu także przewiduję kłopoty. Firmy, aby ruszyć z badaniami, muszą wydać duże pieniądze na zatrudnienie badaczy i konstruktorów. Jeśli poważnie stawiają na nowe technologie, muszą mieć po prostu najlepszych wynalazców, a to kosztuje. Państwo nie jest w stanie zrekompensować nakładów. Przedsiębiorcy powinni także uwzględniać ryzyko, że badania i projekty rozwojowe nie zawsze kończą się sukcesem. Jestem jednak optymistą. ?
10 lipca 2007 | Ekonomia i rynek
Wydanie: 4256
Spis treści