Zasłużyłam na cukierek od losu
Buntuję się, kiedy ktoś mówi, że w serialach gra się tylko dla pieniędzy. To nie tak. Nie można wyjść przed kamerę nieprzygotowanym. Trzeba zżyć się z postacią, poznać ją, uwiarygodnić
Trzy seriale telewizyjne i wspaniała rola w „Placu Zbawiciela” to pani powrót na ekran po latach spędzonych głównie w teatrze. Jak się pani czuje jako aktorka, którą nagle wszyscy rozpoznają na ulicy?
Nie zmieniłam się. Mam podobne marzenia i podobny stosunek do pracy. Gdziekolwiek występuję, staram się grać najlepiej, jak potrafię.
Ale jak pani odbiera popularność, która na panią spadła?
To bardzo miłe, choć czasem sobie myślę, że kiedyś grałam w ważnych przedstawieniach i nikt mnie za to po głowie nie głaskał.
Uważa pani, że jest w tym jakaś niesprawiedliwość?
Tak. Ale nie buntuję się. Teatr to zawsze miłość nieodwzajemniona.
Pani pierwsze sceniczne kreacje – Natasza w „Wojnie i pokoju”, Sonia w „Zbrodni i karze” – zapowiadały błyskotliwą karierę. Dlaczego potem znalazła się pani w komediowym Teatrze Kwadrat, który nie mógł pani zaproponować wielkich, dramatycznych ról?
Po dyplomie w łódzkiej PWSFTviT grałam w Szczecinie i w Łodzi. Stamtąd ściągnął mnie do Warszawy Andrzej Chrzanowski, proponując właśnie rolę Nataszy. Przypadek sprawił, że znalazłam się potem w Teatrze Kwadrat.
Jak odnalazła się pani w komedii?
Kiedy weszłam w próby pierwszego spektaklu, zrozumiałam, że w komedii inaczej buduje się postać i jej rytm; używa się innych środków wyrazu. W...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta