Faworyci grają dalej
Awans Porto, Liverpoolu, Olympiakosu, realu i Schalke. Dla Liverpoolu im trudniej, tym lepiej: w meczu o być albo nie być piłkarze Rafaela Beniteza zwyciężyli w Marsylii aż 4:0. W pozostałych meczach również wygrywali ci, którzy mieli wygrać
Dla Liverpoolu im trudniej, tym lepiej: w meczu o być albo nie być piłkarze Rafaela Beniteza zwyciężyli w Marsylii aż 4:0. W pozostałych meczach również wygrywali ci, którzy mieli wygrać
To stało się już zwyczajem Liverpoolu. Gdy jego piłkarze za plecami mają jedynie ścianę, nie tylko zawsze potrafią się uratować, ale też właśnie wtedy grają najbardziej porywająco.
Nie trzeba wspominać Stambułu 2005, w tym sezonie Ligi Mistrzów dowodów na to dali aż nadto. W ostatnich trzech meczach strzelili 16 bramek, tracąc tylko jedną. Świadomość, że każde potknięcie oznacza koniec szans na awans, nie była dla nich żadnym ciężarem.
W Marsylii uciekli znad przepaści w 11 minut, bo tyle potrzebowali Steven Gerrard i Fernando Torres, by strzelić dwie bramki. Potem zostało tylko czekać, co zrobią piłkarze Olympique, i wykorzystywać ich błędy. – Jestem dumny, że mogę trenować taki zespół. Przygotowałem sobie na ten wieczór plan A i plan B, ale ten drugi nie był mi potrzebny – mówił Rafael Benitez.
Wśród kibiców Liverpoolu, którzy byli z drużyną w Marsylii, znalazł się też jeden, za którym trener Benitez niespecjalnie tęsknił. George Gillet jr., jeden z dwóch amerykańskich właścicieli klubu, przyleciał na mecz swoim prywatnym odrzutowcem.
O...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta