Słabi, wolni, przegrani
Polska – Chorwacja 0:1. Zamiast polskiego zwycięstwa był pokaz chorwackiej siły. Rezerwowi Slavena Bilicia sprawili, że mistrzostwa Europy skończyły się dla nas smutno
Najgorsza nie była porażka, ale oglądanie, jak w pewnym momencie drugiej połowy Chorwaci przy wiwatach trybun podają sobie piłkę, a Polacy biegają wokół nich bez pomysłu, jak przerwać akcję.
Chorwacka drużyna, która już pewnie nigdy nie zagra w takim składzie, meldowała w ten sposób Slavenowi Biliciowi wykonanie zadania. Piłkarze Leo Beenhakkera nie spoglądali w Klagenfurcie w stronę swojej ławki tak często, jak to mają w zwyczaju, a i trener nie miał im już wiele do powiedzenia.
Zły czas, złe miejsce
Było wówczas 1:0 dla Chorwatów, 1: 0 dla Niemców w Wiedniu, ale tak naprawdę nawet dopóki na obu stadionach był remis, nic nie wskazywało na to, że wieczór skończy się dla nas dobrze. Za późno, w złym miejscu, zbyt powoli – takie były dla Polaków te mistrzostwa. Kończymy turniej na ostatnim miejscu w grupie, z jednym punktem i jedną bramką.
Długo wierzyliśmy, że będzie inaczej. Może to była tylko wiara w cud, ale trudno nie nabrać wiary, gdy w biurze prasowym słychać przez cały dzień okrzyki austriackiego komentatora po zwycięskiej bramce w meczu z Niemcami w Cordobie sprzed 30 lat, a Slaven Bilić wystawia drużynę rezerwowych. Było w niej...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta