Prezydent nie ma powodu zwlekać
Brak dziś polskiego „tak” dla traktatu lizbońskiego sugeruje, że wcześniejsze jego podpisanie nie było aktem szczerym, dokonanym z dobrą wolą – pisze prawnik i publicysta
Dla wszelkich zmian traktatowych w Unii Europejskiej wymagana jest zgoda wszystkich państw członkowskich; Irlandia powiedziała „nie” w referendum, które wymagane jest w tym kraju dla ratyfikacji traktatu – a zatem stanowisko prezydenta Lecha Kaczyńskiego, że sprawa traktatu jest „bezprzedmiotowa”, na pierwszy rzut oka jest oczywiste i zgodne ze zdrowym rozsądkiem. Ale tylko na pierwszy rzut oka. Chwila refleksji przekonuje, że przeciw takiemu stanowisku przemawiają poważne argumenty prawne i polityczne.
Na początek – argumenty prawne. Z punktu widzenia prawa międzynarodowego sprawa jest dość jasna: każde państwo, które podpisało jakąś umowę międzynarodową, ma obowiązek dokonać wszelkich działań w dobrej wierze, prowadzących do ratyfikacji. W praktyce obowiązek ten spoczywa oczywiście nie na państwie jako całości, ale na najwyższych organach, mających wpływ na ratyfikację krajową. W Polsce taki obowiązek spoczywa dziś na prezydencie RP, który uzyskał fundamentalną podstawę prawną do takiego podpisania, a mianowicie ustawę akceptującą parlamentu.
Konstytucyjne obowiązki
Poza tym zobowiązaniem z zakresu prawa międzynarodowego – które jest często zapominane, ale którego nie należy lekceważyć – prezydent ma również pewne obowiązki wynikające z konstytucji.
Co do zakresu obowiązku ratyfikacji przez prezydenta wśród konstytucjonalistów...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta