Unia nie potrzebuje maruderów
Słów Lecha Kaczyńskiego, który w sprawie traktatu lizbońskiego zachowuje się jak chorągiewka na wietrze, nikt już chyba nie uważa za wiążące. Nawet on sam musi się uśmiechać, gdy widzi swoje kolejne wolty – pisze publicysta
To nie tyle irlandzkie „nie” dla traktatu lizbońskiego obnażyło słabość Unii Europejskiej, ile reakcje na owo „nie” poszczególnych krajów Wspólnoty. Z jednej strony mamy przywódców Francji i Niemiec, którzy powtarzają, że Unia potrzebuje traktatu i nie wyobrażają sobie, by odrzucenie Lizbony przez Irlandczyków mogło zahamować proces ratyfikacyjny. Bez dyplomatycznej bawełny znaczy to tyle: po pierwsze Irlandczycy mają powtórzyć referendum, i po drugie, mają powiedzieć traktatowi „tak”.
Z drugiej strony mamy Czechy czy Polskę, których prezydenci Vaclav Klaus i Lech Kaczyński przyklaskują irlandzkiemu „nie”. I triumfalnie ogłaszają, że traktat jest martwy. Choć Kaczyński, jak się zdaje, zmienił zdanie i nie chce być już hamulcowym Europy, to jakie jest ostatecznie stanowisko naszego prezydenta – nie wie nikt. Chyba nawet on sam.
Triumf egoizmu
Czy wobec tych wydarzeń i sprzecznych wizji poszczególnych państw co do przyszłego kształtu Europy dotychczasowy sposób integracji wyczerpał swe możliwości? Tak.
Traktat z Lizbony odrzuciła Irlandia, a więc kraj, który swoją obecną pozycję i dobrobyt zawdzięcza integracji. Irlandzkie „nie” dla Lizbony jest zrozumiałe, kiedy spojrzymy na nie przez pryzmat partykularnego interesu Irlandczyków. Mieszkańcy Zielonej Wyspy, mówiąc „nie” traktatowi, reszcie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta